Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rękawiczki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rękawiczki. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 26 grudnia 2016

Już prawie po świętach

            Bardzo lubię drugi dzień Świąt. Nigdzie nie chodzimy, nikt do nas nie przychodzi. Rano śpimy do bólu. Śniadanie na ogół jest w południe. Później zalegamy na kanapach, albo w łózkach i zatapiamy się w książkach, internecie. Kiedy mamy już dość lenistwa, idziemy na spacer. I to był pierwszy świąteczny spacer bez Barnaby. Życie.
Miała być wichura, a był zwykły wietrzny dzień. Troszkę nas to rozczarowało, bo targałam nad morze aparat fotograficzny, żeby porobić "super" zdjęcia olbrzymim falom. Były za to mewy, które wrzeszczały latając nad nami, bo ludzie je dokarmiali świątecznym chlebem.




Spacer był bardzo przyjemny, ciepły i wietrznie nieprzeszywająco.

            Przy okazji przechadzki mąż uwiecznił szalik, który wydziergałam jakiś czas temu z resztek brushed alpaca Dropsa jakie miałam w domu. Robiłam chyba na czwórkach, gładkim ściegiem pończoszniczym do wyrobienia całych zapasów, które miałam. Miał być trochę szerszy, ale aż tak dużo nie miałam tych pozostałości, więc zrobiłam dość długi, aby można było się nim omotać. I wyszedł całkiem całkiem i skompletował się przypadkowo z czapką wydzierganą chyba rok wcześniej.







Trochę was pomęczę moim wpisem, bo mam czas i wenę. Co się rzadko zdarza.

           Jakiś miesiąc temu zrobiłam mężowi rękawiczki. Miałam resztki szarej leizu dk, druty 2,75 na ściągacze, 3,0 na resztę. Pomysł rodził się w miarę dziergania. Prostota, z lekkim elementem ozdobnym. Robótka była prosta, ale męcząca o tyle, że ciagle prosiłam o przymiarki. Ale to nie ważne, bo efekt zadowolił właściciela, który już na zimę został zaopatrzony we wszystko.








        Z resztek fuksjowej leizu fingering zrobiłam prezent dla przyjaciółki Asi, mitenki. Prościutkie, z niewielkim elementem ozdobnym na wierzchu. Dziergałam na drutach 2,75. Resztki były tak niewielkie, że nie wiedziałam czy mi ich wystarczy. Udało się. Zdjęcia są średnie, bo nie było pogody i robiłam je sama sobie, a aparat nie chciał łapać ostrości (mam za krótkie ręce).




 Za diabła nie wiem co robi na zdjęciu ten czarny prostokąt. Niespodzianka!



Na koniec pokażę jeszcze dwie męskie czapki, które robiłam dla męża przyjaciółki Asi i dla przyjaciela koleżanki. Oczywiście wykorzystałam do ich wykonania leizu dk i druty 3 i 3,5. Według mnie leizu dk jest idealna na czapki ( i nie tylko), bo pomimo intensywnego użytkowania takowej przez męża mojego, nie widać na niej żadnych śladów użytkowania. Dziergałam według moich ulubionych wzorów Moniki Sirmy Mazurka i Counter Town.






Ta granatowa czapka ma przepiękny kolor i nie ma na czapce żadnych przebarwień, musicie mi uwierzyć na słowo.

I na tym kończę w ten wietrzno-deszczowy wieczór. W dalszym ciągu życzę Wam Wesołych Świąt!!!!

poniedziałek, 21 listopada 2016

Fuksja w czekoladzie

             Moje pisanie na blogu zamiera. Nie oznacza to, że przestałam dziergać. Nie. Dziergam i to całkiem dużo. Nie za bardzo chce mi się pisać, robić zdjęcia. Dopadła mnie jesienna nostalgia. Pięknie to zabrzmiało. Wytłumaczenie własnego lenistwa jest niezłe. Dzisiaj też pewnie nie byłoby tego wpisu, ale w pracy miałam dodatkowe godziny za chorego kolegę i byłam na tyle zmęczona, że nie miałam siły pognać do lasu na moje kilkanaście kilometrów. Toteż piszę.

            We wrześniu robiłam test dla Hani, którego jeszcze nie mogę pokazać, ale została mi resztka włóczki Leizu fingering w przepięknym kolorze fuksjowym, który nazywa się fachowo Nakabeni. Ten kolor spodobał się przyjaciółce Asi. Zakupiłam u Chmurki kolejny motek, aby zrobić Asi urodzinową czapkę. Piękna wyszła, ale zdjęć nie ma. Nie było pogody na zdjęcia. Może kiedyś uda mi się ją obfotografować.
Spodobała mi się ta czapka tak bardzo, że z pozostałej włóczki postanowiłam wydziergać sobie czapkę również. Nie chciałam takiego samego wzoru, jaki ma Asia(często się spotykamy i wychodzimy gdzieś razem) i wymyśliłam sobie, przeglądając internet, poprzesuwane warkocze. Prosto, łatwo i przyjemnie.

           Test dla Hani był dwukolorowy fuksjowo- brązowo-szaro melanżowy. I ten drugi kolor zachwycił mnie jeszcze bardziej, a nazywa się Cove.  I jak z poprzednią włóczką, tę także dokupiłam u Chmurki. I wydziergałam prawie identyczną warkoczową czapkę. Jedyną różnicą jest jej wydłużenie o jedno powtórzenie warkocza.




Zakochałam się w leizu fingering. Jest cudownie miękka i delikatna. Już należy do moich ulubionych włóczek. A ponieważ z czapkowego motka zostało mi parę metrów to powstały rękawiczki. I teraz to mam już komplet. 



 Ściągacze dziergałam na drutach 2,5, a korpus czapek i rękawiczek na 2,75.











Bardzo ciężko było sfotografować tę fuksję. Żadne zdjęcie nie oddaje piękna tego koloru.



              Czapki są lekkie, ciepłe, miłe w dotyku. 
Teraz widzę, że jakaś nitka mi wystaje z pompona. A taka byłam z siebie dumna, że takie śliczności pomponowe zrobiłam. Postęp jest, bo poprzedni, który robiłam dla Asi, lekko wyliniał i gubił nitki, których zostało już niewiele. 

            Uwielbiam takie małe dziewiarskie formy. Parę godzin robienia na drutach i bardzo szybko uzyskuje się  efekt. Obecnie męczyłam długie szale dla męża(już skończony) i dla siebie(zostały ostanie trzy rzędy). Mężowy jest klasyczny, jasnoszary, długi, do omotania. Mój grafitowo-koralowo-wrzosowy, też długi, do omotania. Zdjęcia najprawdopodobniej będą w weekend.
W szalach wykorzystałam swoje włóczkowe zasoby. Trochę zrobiło się miejsca na nowe potrzeby. Nie czytaj, Kochanie:)

I znowu zabieram się za swetry. 


Fuksja w czekoladzie

             Moje pisanie na blogu zamiera. Nie oznacza to, że przestałam dziergać. Nie. Dziergam i to całkiem dużo. Nie za bardzo chce mi się pisać, robić zdjęcia. Dopadła mnie jesienna nostalgia. Pięknie to zabrzmiało. Wytłumaczenie własnego lenistwa jest niezłe. Dzisiaj też pewnie nie byłoby tego wpisu, ale w pracy miałam dodatkowe godziny za chorego kolegę i byłam na tyle zmęczona, że nie miałam siły pognać do lasu na moje kilkanaście kilometrów. Toteż piszę.

            We wrześniu robiłam test dla Hani, którego jeszcze nie mogę pokazać, ale została mi resztka włóczki Leizu fingering w przepięknym kolorze fuksjowym, który nazywa się fachowo Nakabeni. Ten kolor spodobał się przyjaciółce Asi. Zakupiłam u Chmurki kolejny motek, aby zrobić Asi urodzinową czapkę. Piękna wyszła, ale zdjęć nie ma. Nie było pogody na zdjęcia. Może kiedyś uda mi się ją obfotografować.
Spodobała mi się ta czapka tak bardzo, że z pozostałej włóczki postanowiłam wydziergać sobie czapkę również. Nie chciałam takiego samego wzoru, jaki ma Asia(często się spotykamy i wychodzimy gdzieś razem) i wymyśliłam sobie, przeglądając internet, poprzesuwane warkocze. Prosto, łatwo i przyjemnie.

           Test dla Hani był dwukolorowy fuksjowo- brązowo-szaro melanżowy. I ten drugi kolor zachwycił mnie jeszcze bardziej, a nazywa się Cove.  I jak z poprzednią włóczką, tę także dokupiłam u Chmurki. I wydziergałam prawie identyczną warkoczową czapkę. Jedyną różnicą jest jej wydłużenie o jedno powtórzenie warkocza.




Zakochałam się w leizu fingering. Jest cudownie miękka i delikatna. Już należy do moich ulubionych włóczek. A ponieważ z czapkowego motka zostało mi parę metrów to powstały rękawiczki. I teraz to mam już komplet. 



 Ściągacze dziergałam na drutach 2,5, a korpus czapek i rękawiczek na 2,75.











Bardzo ciężko było sfotografować tę fuksję. Żadne zdjęcie nie oddaje piękna tego koloru.



              Czapki są lekkie, ciepłe, miłe w dotyku. 
Teraz widzę, że jakaś nitka mi wystaje z pompona. A taka byłam z siebie dumna, że takie śliczności pomponowe zrobiłam. Postęp jest, bo poprzedni, który robiłam dla Asi, lekko wyliniał i gubił nitki, których zostało już niewiele. 

            Uwielbiam takie małe dziewiarskie formy. Parę godzin robienia na drutach i bardzo szybko uzyskuje się  efekt. Obecnie męczyłam długie szale dla męża(już skończony) i dla siebie(zostały ostanie trzy rzędy). Mężowy jest klasyczny, jasnoszary, długi, do omotania. Mój grafitowo-koralowo-wrzosowy, też długi, do omotania. Zdjęcia najprawdopodobniej będą w weekend.
W szalach wykorzystałam swoje włóczkowe zasoby. Trochę zrobiło się miejsca na nowe potrzeby. Nie czytaj, Kochanie:)

I znowu zabieram się za swetry.