Pokazywanie postów oznaczonych etykietą film. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą film. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 27 kwietnia 2021

Turtle Dove

     Jak wielokrotnie pisałam, jestem wielką fanką projektów Espace Tricot. Bardzo lubię te dwie energetyczne kobiety, które w Kanadzie prowadzą sklep z wełnami, a także prowadzą podcast, który oglądam już od kilku lat. Mam na swoim koncie kilka swetrów zrobionych według projektów Melisy. I tym razem padło na jej projekt. Turtle Dove był na mojej liście do zrobienia od pierwszego zobaczenia. Golf, uwielbiam golfy, luźny krój, to cała ja, lekko obniżona pacha, no i kolor, to wszystko mnie zauroczyło. I tylko brak odpowiedniej wełny oddalał mnie od stania się właścicielką tego projektu. 

    W poprzednim poście pokazywałam czapkę zrobioną z Northcote cotton. Z tej samej włóczki zrobiłam moją wersję Turtle Dove. Jest miękka, bardzo przyjemna w dotyku. Mam nadzieję, że będzie równie miłą i trwałą w noszeniu. Zobaczymy. 

    Jedna rzecz w tym swetrze mi się nie podoba. Pod szyją nie leży idealnie, trochę się zbiera, podnosi lekko do góry. Próbowałam trochę się tego pozbyć rzędami skróconymi, ale nie do końca mi wyszło. Stwierdziłam, że ja tego nie widzę jak mam na sobie sweter. Widzą tylko ci, co na mnie patrzą.











Na dwóch ostatnich zdjęciach widać, jak mi się podnosi sweter. 


    Za radą Honoraty i Marysi zaczęliśmy oglądać Shtisel, serial o ortodoksyjnych Żydach żyjących w Izraelu. Jaki to świetny serial! Opowieść o prostym życiu, bez żadnych fajerwerków, pokazująca zasady rządzące społecznością, ich codzienne problemy, miłość, przyjaźń. Od pierwszego odcinka weszłam całą sobą w tę barwną, spokojną, ciepłą opowieść o rodzinie. 


    Jeśli chodzi o książki, to przeczytałam "Hardą" Elżbiety Cherezińskiej, a raczej przesłuchałam. Nie jestem wielką fanką tej autorki. Kilka jej książek mnie zmęczyło, mimo, że opowiadały o ciekawych problemach. Jednak styl sposób pisania, chłodny, bez emocji, nie był dla mnie. Za to Harda jest fantastyczna. Opowiada o córce Mieszka I, Świętosławie, jej bracie Bolesławie Chrobrym, o życiu, intrygach, wojnach, miłości, nienawiści. Bardzo dobra, niewymagająca wielkiej uwagi książka. Teraz słucham kolejny tom, czyli "Królestwo". 

    Kończę również bardzo, bardzo dobrą książkę "Dziewczyna, kobieta, inna" Bernardine Evaristo. Książka ta dostała nagrodę Bookera w 2019 roku. Pokazuje 12 kobiet, młodych, starych, niekoniecznie białych, lesbijek, mających problemy ze swoją płciowością, seksualnością. Opowieści te przeplatają się, łączą, płyną dalej. Pokazują problemy kobiet, ich słabości i siłę, wykluczenie dyskryminację ze względu na kolor skóry, płeć i orientację seksualną. Jestem bardzo blisko końca, a nie chcę jej kończyć. 


    Tak na koniec pokażę wam kilka zdjęć z ostatniego dwudniowego wyjazdu na głęboką prowincję, gdzie mieścił się nasz resort, zatopiony w dżungli. Otaczała nas cisza, ale nie zwykła cisza, tylko taka niemiejska, pozbawiona hałasu tysięcy przejeżdżających samochodów, buczenia klimatyzatorów, dźwięków otaczających nas w Kuala budów. Wokół nas były tylko dźwięki dżungli, które sa specyficzne, zwłaszcza nocą. Bardzo głośne cykady, które brzmią, jak sprzężenie w radiu, krzyki kłócących się małp, skrzeki ptaków, szum drzew i padającego deszczu i do tego głośne rozmowy chińskich sąsiadów, których nie było widać, ale słychać było rewelacyjnie. i nie było żadnych pająków, węży, a i małpy daleko. Komarów, jak na dżunglę było mało, ze dwa, trzy ukąszenia. To nic.




    Jak poprzednio pisałam, możemy poruszać się tylko w ramach stanów, co oznacza, że wszystkie hotele w weekendy są pozajmowane. Pojechaliśmy więc na dwie noce od niedzieli do wtorku. Udało się wynająć ostatni domek, nieduży, posiadający wszystkie ściany szklane. Jedną z nich można było otworzyć na całą szerokość i dawało to poczucie pełnego wtopienia w otoczenie. niesamowite wrażenie. Jestem z siebie bardzo dumna, bo cztery lata temu, nasz nocleg w takim miejscu nie byłby możliwy. Umarłabym ze strachu. Już po 4 latach nie żyję w wiecznym strachu przed wszelkim żywym stworzeniem. Co nie oznacza, że nie mam oczu szeroko otwartych. Mam. 









 W tę niedzielą mamy kurs gotowania malezyjskiego.  Sama jestem ciekawa, jak to wyjdzie, bo nie jestem największą fanką tej kuchni. 

Honorata oznacza to, że może wreszcie pojawi się post o jedzeniu. Na twoje życzenie.

środa, 26 marca 2014

Niewiele nowego.

Nie mam za wiele czasu. Właśnie wróciłam z pracy i zaraz biegnę, tzn jadę na siatkówkę i mam mało czasu, żeby coś napisać.
Nic nie zdążyłam napisać. Właśnie wróciłam i jestem rozczarowana. Przegrałam. I to z kretesem. Nie wiem jak to wpłynie na moją psychikę. Muszę być dzielna. I twarda. I wrócić do bezpieczniejszego zajęcia jakim jest dzierganie. Choć tu też nie zawsze się wygrywa.
Zielononiebieski posuwa się do przodu, ale wolno. Moje siły witalne są w lekko kiepskim stanie. Poleguję na kanapie z książką w ręku, czasami oglądam telewizję, a bardzo czasami dziergam.
To jest stan na dziś.

Zostało zakończenie dołu i dekoltu i rękawy. Czyli z górki.
To teraz książki. Mój ulubiony temat.
Cormac  McCarthy to mój ulubiony pisarz. Pokazuje Stany w ciemny, niespokojny, ponury sposób. Nie jest to LA, Miami, Nowy York. Najczęściej akcja dzieje się na głębokiej prowincji, bohaterami są bardzo pokręceni ludzie. "To nie jest kraj dla starych ludzi"jest mocną, bardzo dobrą książką. Parę lat temu nasz młodszy syn, nastoletni Mikołaj zachęcił nas do obejrzenia filmu o tym tytule. Był nim zachwycony. My również. Bracia Coen są reżyserami tego filmu,  ponadto Tommy Lee Jones i Jawier Bardem jako jedni z głównych bohaterów i czegóż więcej trzeba , aby opuścić kino w pełnym zachwycie. Toteż jak zobaczyłam książkę w księgarni, to nie mogła się oprzeć. Prosta, zwięzła narracja, tempo sprawia, że czyta się ją błyskawicznie. A opowiada o pewnym młodym myśliwym, który podczas jednego z polowań natknął się na niesamowite znalezisko. Ostrzelane samochody, kilka trupów, paczki z heroiną i dwa miliony dolarów. Zabiera dolary i od tego momentu, zaczyna się jego ucieczka. Bardzo polecam.

czwartek, 20 marca 2014

Czwartek, czyli środa.

Ostatnio nie mam na nic czasu. Ciągle siedzę przed kompem i produkuję papiery, stosy papierów. Jak jeszcze raz usłyszę, że nauczyciel pracuje 18 godzin, to wybuchnę. Ale nie będę się rozczulać nad sobą i krótko opiszę i pokażę co miało być w środę.

Sweter to pomysł własny, rozwijający się na bieżąco. Jednego dnia przyrasta, drugiego traci na długości, bo okazuje się, że nie wiadomo dlaczego, ale jest za szeroki. Ale co tam, nie narzekam, w końcu 20 cm w tę czy w tę stronę na drutach 2,5, to pryszcz. 


Żadne zdjęcie, z lampą cze bez, nie oddaje kolorów. Super. trzy zdjęcia i na każdym inny kolor. Uwierzcie mi, jest niezły. Planuję skończyć, nie wiem kiedy. Dzielnie nad nim pracuję. Nie wymaga na razie specjalnej uwagi, choć muszę pilnować spuszczania oczek, ale czytać przy robótce owej można. Nie chciałam robić nic skomplikowanego, bo wełenka sama się broni i nie potrzeba żadnych fajerwerków, dla podkreślenia jej walorów.

Czytanie, ze względu na brak czasu również idzie jak krew z nosa. Ale daję radę. Nie wiem czy oglądałyście amerykański serial "The Killing", lub duńską wersję "Forbrydelsen", po polsku "Dochodzenie". Cudo! Zwłaszcza duńska wersja. Była pierwsza seria, druga, a teraz na "Ale kino" leci trzecia. Pani komisarz Sara Lund kolejne wersje biega w sweterkach we wrabiane wzory. Książka jest napisana na podstawie scenariusza. I jest bardzo dobra. Jestem w trakcie czytania drugiej części, bo pierwszą połknęłam jakiś czas temu, a teraz "walczy" z nią mój szanowny małżonek. Jeżeli lubicie kryminały to pokochacie przedziwną, drobiazgową, o fantastycznej intuicji, żyjącą w swoim świecie, nie potrafiącą się dopasować do otoczenia, panią komisarz.

niedziela, 10 listopada 2013

Mikołajowy golf, książka "Wyznaję" , film "Kapitan Philips"

Tydzień temu skończyłam golf zrobiony dla młodszego syna. Wełnę Lanagold kupiłam dla koleżanki na sweter. Okazało się, że jest za gruba. Aby nie zmarnować włóczki, postanowiłam wydziergać coś dla Małego. Przyda mu się, bo całą zimę chodzi w płaszczyku wiatrem podszytym i w Wansach robiących za buty letnie, wiosenno-jesienne i przede wszystkim zimowe. Ponieważ nie mam już wpływu na to co sobie kupuje i nosi, to staram się go doubierać, dziergając niektóre części garderoby. Poprzedni golf był zrobiony z czarnego Nepala Dropsa, ciepły, warkoczowy. Był fajny do czasu, aż synuś wyprał go w pralce i zrobił się lekko blachowaty. Nic nie dały próby reanimacji. Na szczęście był duży, bo takie rozmiary Miki lubi, więc zmiana rozmiaru nie była mocno radykalna. Ponieważ Lanagold zawiera 50% akrylu, to może to uchroni przed kolejnym filcowaniem. pranie ręczne oczywiście nie wchodzi w rachubę. Bez przesady.




Na zdjęciu to nie Mikołaj, a Mój Ci On, czyli Mąż. Jesteśmy parą o imionach bohater.
ów z Krzyżaków, więc ja Danusia, czyli Boję Się, a Zbyszek -Mój Ci  On.
Mikołaj uczy się w Warszawie, więc nie mógł modelować, zresztą nie byłoby na to szans. Unika aparatu jak ognia. Synuś jest z tych wychudzonych, Mąż z akuratnych, więc rozmiar dobry. Im większy wór tym lepszy.
podsumowanie:
wzór: własny
włoczka: Lanagold Classic Solids, 5,5 motka
druty: 4,5 knit pro

Dzisiaj rano skończyłam czytać baaaardzo dobrą książkę "Wyznaję", napisaną przez Jaume Cabre.


Bardzo chciałam dostać tę książkę jako prezent urodzinowy. I moje marzenie się spełniło. Jednak czekała na półce ponad pół roku zanim nadszedł jej czas. I całe szczęście, że nie przestałam czytać. Czytałam ją dość długo, koło 10 dni. Książka, zwłaszcza przez pierwsze kilkadziesiąt stron, jest trudna ze względu na sposób narracji. Dużą trudność sprawiało mi orientowanie się w jakich czasach jestem w danym momencie, kto jest kim. Chciałam ją rzucić. Jednak zawzięłam się. I całe szczęście, że nie przestałam czytać. Książka jest fantastyczna, to uczta dla ducha! Adrian Ardevol jest genialnym dzieckiem chłonącym wiedzę, uwielbiającym książki, uczącym się wielu, różnych języków łatwo i przyjemnie. Życie wśród książek to jego świat. Jednak wokół niego toczy się życie pełne zła, historii, postaci. Wielowątkowość opowieści zmusza do skupienia i pochylenia się nad każdym słowem. Nie potrafię paroma słowami powiedzieć o czym jest ta książka- o miłości, przyjaźni. myślę, że tak łatwo od niej się nie uwolnię. Gorąco polecam.

Dzisiaj również wybraliśmy się do kina.


Kapitan Phillips, to bardzo dobrze spędzone ponad dwie godziny w kinie. Sprawnie opowiedziana historia porwania amerykańskiego statku przez somalijskich piratów. Pełna napięcia historia, nie przeszkadzająca muzyka , fantastyczny Tom Hanks. Wszystko byłoby rewelacyjnie, gdybym  nie kupiła na salę kinową coli. No i co? Po godzinie zaczęła mi się skraplać i myślałam tylko o tym, że nie wytrzymam. A nie mogłam wyjść, bo akcja nie pozwalała. bardzo dobry!!!!