poniedziałek, 21 listopada 2016

Fuksja w czekoladzie

             Moje pisanie na blogu zamiera. Nie oznacza to, że przestałam dziergać. Nie. Dziergam i to całkiem dużo. Nie za bardzo chce mi się pisać, robić zdjęcia. Dopadła mnie jesienna nostalgia. Pięknie to zabrzmiało. Wytłumaczenie własnego lenistwa jest niezłe. Dzisiaj też pewnie nie byłoby tego wpisu, ale w pracy miałam dodatkowe godziny za chorego kolegę i byłam na tyle zmęczona, że nie miałam siły pognać do lasu na moje kilkanaście kilometrów. Toteż piszę.

            We wrześniu robiłam test dla Hani, którego jeszcze nie mogę pokazać, ale została mi resztka włóczki Leizu fingering w przepięknym kolorze fuksjowym, który nazywa się fachowo Nakabeni. Ten kolor spodobał się przyjaciółce Asi. Zakupiłam u Chmurki kolejny motek, aby zrobić Asi urodzinową czapkę. Piękna wyszła, ale zdjęć nie ma. Nie było pogody na zdjęcia. Może kiedyś uda mi się ją obfotografować.
Spodobała mi się ta czapka tak bardzo, że z pozostałej włóczki postanowiłam wydziergać sobie czapkę również. Nie chciałam takiego samego wzoru, jaki ma Asia(często się spotykamy i wychodzimy gdzieś razem) i wymyśliłam sobie, przeglądając internet, poprzesuwane warkocze. Prosto, łatwo i przyjemnie.

           Test dla Hani był dwukolorowy fuksjowo- brązowo-szaro melanżowy. I ten drugi kolor zachwycił mnie jeszcze bardziej, a nazywa się Cove.  I jak z poprzednią włóczką, tę także dokupiłam u Chmurki. I wydziergałam prawie identyczną warkoczową czapkę. Jedyną różnicą jest jej wydłużenie o jedno powtórzenie warkocza.




Zakochałam się w leizu fingering. Jest cudownie miękka i delikatna. Już należy do moich ulubionych włóczek. A ponieważ z czapkowego motka zostało mi parę metrów to powstały rękawiczki. I teraz to mam już komplet. 



 Ściągacze dziergałam na drutach 2,5, a korpus czapek i rękawiczek na 2,75.











Bardzo ciężko było sfotografować tę fuksję. Żadne zdjęcie nie oddaje piękna tego koloru.



              Czapki są lekkie, ciepłe, miłe w dotyku. 
Teraz widzę, że jakaś nitka mi wystaje z pompona. A taka byłam z siebie dumna, że takie śliczności pomponowe zrobiłam. Postęp jest, bo poprzedni, który robiłam dla Asi, lekko wyliniał i gubił nitki, których zostało już niewiele. 

            Uwielbiam takie małe dziewiarskie formy. Parę godzin robienia na drutach i bardzo szybko uzyskuje się  efekt. Obecnie męczyłam długie szale dla męża(już skończony) i dla siebie(zostały ostanie trzy rzędy). Mężowy jest klasyczny, jasnoszary, długi, do omotania. Mój grafitowo-koralowo-wrzosowy, też długi, do omotania. Zdjęcia najprawdopodobniej będą w weekend.
W szalach wykorzystałam swoje włóczkowe zasoby. Trochę zrobiło się miejsca na nowe potrzeby. Nie czytaj, Kochanie:)

I znowu zabieram się za swetry. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz